Kontestatorzy, pozostający poza głównym nurtem zmian, najczęściej nadmiernie koncentrują się na tradycyjnych procedurach i sposobach wytwarzania zapominają, że to dopiero początek drogi. Samo użycie nawet bardzo wyrafinowanej i pracochłonnej procedury nie daje żadnej gwarancji wartości. Często są to tylko technologiczne popisy. Tu dotykamy kwestii sensowności użytkowania zabytkowych technologii i technik fotograficznych. Emocje towarzyszące walce o lepszą pozycje w systemie zagłuszają racjonalne argumenty. Trudno wyjść poza epitety i etykiety.
Autorzy prezentowanych na wystawie prac podejmują wysiłek znalezienia własnego sposobu użytkowania tradycyjnej fotograficznej technologii. Na swoich warunkach próbują podjąć dialog z przeszłością. Ryzykują. Starają się przełamać i przedefiniować wyeksploatowaną formułę. Nie wpadają na szczęście w pułapkę aktualizacji, nie dostosowują się do głównego nurtu. Koncentrują się na wykorzystaniu specyficznych właściwości światłoczułej materii. Mimo ewidentnych różnic formalnych wspólną cechą wszystkich prac jest ich niemal cielesna fizyczność i materialność. Fotografie te nie są przezroczystymi nośnikami znaczenia. Niektóre nabierają sensualnego charakteru egzystencjalnego poświadczenia.
Uczestnicy prezentacji wykorzystują różnorodne strategie i środki formalne do realizacji skondensowanego ekspresyjnego przekazu. Dominują działania nieintencjonalne. Eksperymentują z właściwościami światłoczułego materiału, ze sposobami rejestracji. Otwierają się na przypadek. Nie eliminują wad i tego co przyniesie proces fotochemiczny. Jakość nie ma tu wymiaru perfekcyjnego standardu, jest raczej dynamicznym poszukiwaniem równowagi między nośnikiem i znaczeniem, duchem i materią, naturą i kulturą.
Grzegorz Plenzler wykorzystuje wady swego zabytkowego stuletniego aparatu podróżnego. Przesunięta oś optyczna powoduje, że ostrość na fotografii pojawia się przypadkowo, znienacka, nagle znika i za chwilę rozpływa się w nieskończoności. Całość tworzy oniryczny nastrój zawieszenia w próżni.
Multiplikacje Iwony Stopierzyńskiej to wyrafinowane złożone struktury. Kilkukrotna ekspozycja wzmacnia i intensyfikuje przekaz. Paradoksalnie nie ma tu nadmiaru. Obraz staje się bardziej subtelny, wyrafinowany i syntetyczny. Einmal is keinmal.
Sławomir Gierczyk wkroczył ze swym aparatem fotograficznym na mocno wyeksploatowany teren, to jest na Rogalińskie Łęgi. Kilka generacji fotografów mierzyło się z tym tematem. Czy dziś można jeszcze coś dodać? Tu pomógł twórczy przypadek, rozedrgany kadr, zachodzące na na siebie fragmenty obrazu ożywają wiekowe dęby jak w starym rozregulowanym kinematografie.
Aleksandra Wilkus-Wyrwa stworzyła paradoksalną sekwencję, kolejowej panoramy. Ruch kliszy w aparacie ni jak nie chce się zgodzić z przesuwającym się za oknem pociągu krajobrazem. Następuje po sobie cała seria zlepów, szumów, ciągów. Powstaje nowa struktura. Obraz nasyca się znaczeniami i rozciąga wyobraźnię.
Fotografia Filipa Fornalika z pozoru wydaje się najprostsza. Tylko dwa elementy: droga i drzewo. Prymitywny aparat, przeterminowany kilkadziesiąt lat film i niestandardowy proces chemiczny odrealniły do granic archetypicznego symbolu banalny fragment wiejskiego krajobrazu. Recykling triumfujący.
Martwa natura kojarzy się najczęściej z ładem
i harmonią. W fotografiach Matta Rutkowskiego jest odwrotnie. Zaskakujące kadry. Brak stabilności. Napięcie i trwoga. Zwykłe przedmioty stają się opresyjne i nieprzewidywane. Musimy być przygotowani na najgorsze.
Ekspozycje uzupełniają fotografie otworkowe. Są to realizacje zbiorowe.
Martyna Szeląg i Agnieszka Wojtkowiak w trakcie około pół godzinnej ekspozycji dokonywały fizycznej ingerencji w fotografowaną przestrzeń, powoli usuwały zbędne elementy. Z za chaotycznej gmatwaniny połamanych gałęzi i trzcin powoli wyłania się delikatna tafla jeziora. Fotografia utrwala przemianę natury w kulturę.
Anna Woźniak, Natalia Góra i Filip Fornalik w swojej pracy podjęli dialog ze starą piktorialną tradycją. Używając bardzo prymitywnej technologii otworkowej uzyskali zaskakujący jakością efekt. Klasyczna kompozycja, subtelna tonacja i poruszone podczas długotrwałej ekspozycji gałęzie drzew tworzą sielankowy nastrój. Dyskretnie umieszczeni w narożniku autorzy mrugają do nas porozumiewawczo z drugiej strony fotograficznego lustra.
Prezentowane na wystawie prace poza walorami czysto estetycznymi stawiają kilka ważnych pytań. Najważniejsze to czy dziś jest możliwe uprawianie fotografii innej niż dokumentalna? Czy możliwe jest przesunięcie akcentu z odniesienia na ekspresję, z treści na formę, z tego „co” na „jak”?
Drugie pytanie dotyczy stosunku do tradycji.
W jaki sposób twórczo korzystać z dorobku i doświadczeń poprzedników. Przemilczeć i zapomnieć? Ignorować nowe technologie w fotograficznym skansenie?
A może istnieje trzecia droga?
Bogusław Biegowski